A teraz ci coś opowiem...
Zwykła codzienność, wręcz rutyna. Kąpiel, radio, bajki. I w tej codziennej rutynie od jakiegoś czasu zawsze towarzyszy Jej On - Stachu, mini brat. Mówiący więcej po swojemu niż po "naszemu". Stachu, który obserwując codziennie te same czynności już doskonale wie, co będzie następne. I który pierwszy po kąpieli biegnie przed Agą do jej pokoju, czeka cierpliwie aż włączy sobie radio, wejdzie do łóżka, w którym z dziesięć razy Aga się poprawi zanim się ułoży. To on ja przykryje, później sam ułoży się obok niej, przytuli, wycałuje i tak po prostu z nią spędzi wieczór. Dużo opowiada, cały czas się rusza, co chwilę mu się przypomni o kolejnej zabawce, która koniecznie powinna być z Agatą w łóżku. Obłoży ją nimi z każdej strony. I znowu się wciśnie gdzieś tam w wolne miejsce. I z nią po prostu jest. A Aga... Chyba widać na zdjęciu. Dziecko szczęścia. Nie odpowie mu słowami. Nie podziękuje za wszystkie zabawki, przytulasy, przełączenie piosenki. Ona mu to mówi swoim wzrokiem, swoim uśmiechem, wywalonym jęzorem. I jestem przekonana, że on to rozumie. Budują własną alternatywną komunikację. I chyba im to całkiem dobrze wychodzi. A ja? Stoję w drzwiach, bo dalej wejść nie mogę (stanowcze sio z ust Stacha wystarczy, żeby zrozumieć, że to ich czas). I wzruszam się. Tak po prostu. I obserwuję te dwa światy połączone niewidzialną nicią porozumienia. Moje 💓